Rozdział 3

Cały czas było mi okropnie zimno, co kłóciło się ze słoneczną pogodą na dworze. Matka z babcią chciały mnie położyć do łóżka, ale za nic im na to nie pozwoliłam. Nie zamierzałam niczego przegapić, nie tym razem. Już im za grosz nie wierzyłam, kiedy obiecywały, że wszystko mi wyjaśnią potem. Wiedziałam, że mnie okłamywały i to zdaje się już od bardzo dawna. Ale koniec z tym. Chciałam być przy rozmowie z tymi dziwnymi ludźmi, zwłaszcza że i oni domagali się tej rozmowy ze mną. Oczywiście wybuchła o to straszna kłótnia, głównie między mną a matką, babcia w tym czasie skupiła się na oglądaniu moich podrapanych pleców. Nie wiedziałam jak ani kiedy, ale rana na nich się zagoiła. Jedynym świadectwem tego, że tam była, były trzy długie czerwone pręgi i echo bólu, który wtedy czułam.

Teraz siedziałam w kuchni przy stole pod ścianą, owinięta w mój koc po same uszy i dzwoniłam zębami z zimna. Zdaje się, że miałam temperaturę. Przede mną parował kubek z jakąś podejrzaną cieczą, którą babcia zaparzyła dla mnie, twierdząc, że przywróci mi siły i zbije gorączkę. Żeby wszystko było jasne – nie zamierzałam tego pić.

Obok mnie siedział ten Biały Chłopak, o którym sądziłam, że został zagryziony przez węża. Nie wyglądał dużo lepiej ode mnie. O ile wcześniej był blady, teraz zdawał się być wręcz przeźroczysty, głębokie cienie pod jego niesamowitymi oczami zdradzały zmęczenie, a na jego ramieniu widziałam prowizoryczny, okrwawiony opatrunek. Ale i tak dalej wyglądał oszałamiająco i przyznać muszę, że trochę mnie onieśmielał, co naprawdę, jak do tej pory, nie udało się żadnemu przedstawicielowi płci męskiej. On również dostał podejrzane ziółka od babci i chyba również nie planował ich pić.
Oprócz naszej dwójki w kuchni było całe zgromadzenie. Naprzeciwko nas, przy stole, oprócz mojej matki i babci ,siedział jakiś facet i dziewczyna. Mężczyzna był wysoki i dobrze zbudowany i na moje oko mógł mieć coś po trzydziestce. Może nazwałabym go nawet przystojnym, gdyby nie kwadratowa szczęka i zbójecki wyraz twarzy. Ubranie miał jeszcze wilgotne, zatem musiał brać udział w wydarzeniach na deptaku, ale nie potrafiłam go sobie stamtąd przypomnieć. Inna rzecz, że w ogóle mało co pamiętałam, od kiedy Kapturnik pozbawił mnie przytomności. Kwadratowa Szczęka mierzył mnie i Białego Chłopaka krytycznym spojrzeniem. Włosy i oczy miał ciemne, za to cerę jasną, co tylko pogłębiało  ostre rysy jego twarzy. Dziewczyna obok niego z kolei była drobna i miała dobrotliwą aparycję. Mogła mieć coś koło 25 lat, niebrzydka w sumie  choć, jak na mój gust, zbyt okrągła na buzi, miała zielone oczy i kręcone blond  włosy, sięgające jej do połowy szyi. Zawzięcie coś notowała w swoim zeszycie i w ogóle na nas nie patrzyła. Jednak tym, co zwróciło w niej moją największą uwagę, był naprawdę duży pistolet, który miała zawieszony na szelce pod lewą pachą.

Dalej za tą osobliwą dwójką, przy kuchennym blacie, stał kolejny, równie wysoki mężczyzna razem z księdzem. To znaczy przypuszczałam, że to ksiądz, bo był ubrany w ciemne płócienne spodnie i ciemnoszarą koszule z krótkim rękawkiem, której zwieńczeniem przy szyi była koloratka. Jego ubranie również zdradzało niedawny kontakt z wodą, choć cienkie, krótkie włosy miał suche jak pieprz. Kapłan wyglądał na dobrą czterdziestkę, myślę że mógł być w wieku ciotki Jagody. Mimo to emanowała z niego młodzieńcza energia, choć zdawał się być nieźle poobijany. Delikatny i sympatyczny – te przymiotniki przychodziły mi na myśl, kiedy na niego patrzyłam. Na pewno nie wzbudzał we mnie szacunku jaki powinien z racji urzędu czy wieku, za to powodował że miałam ochotę się uśmiechnąć.
Jego wysokim towarzyszem był facet któremu zwymiotowałam na buty. Jego wzroku unikałam, zbyt dobrze pamiętałam, jaką miał minę, kiedy oddałam na niego zawartość żołądka. Dostał od babci jej ulubiony rum, zdaje się że w formie rekompensaty za buty i był teraz zajęty opróżnianiem butelki w tempie ekspresowym. Dodatkowo grzebał nam po kuchennych szafkach ewidentnie czegoś szukając, ale nikt, oprócz zdaje się mnie, nie zaprzątał sobie jego działalnością uwagi. Miał dosyć długie włosy w kolorze mysiego blondu, niechlujnie związane nisko na karku. Nie mogły mu sięgać dalej niż do ramion. O ile podejrzewałam, że mogła to być wśród tych dziwaków jakaś osobliwa moda (nie on jeden z nich miał długie włosy), o tyle jego wykluczyłam z kręgu modnisiów. On sprawiał wrażenie, jakby nic go nie obchodziło to, jak wygląda. Potwierdzeniem tej tezy był kilkudniowy zarost, ubranie uwalane czymś brunatnym (zdaje się że krwią) oraz te nieszczęsne buty, którym moja działalność nie uczyniła większej różnicy – i tak były koszmarnie brudne. Podejrzewałam, że zwyczajnie dawno temu zapomniał drogi do fryzjera czy szewca. A brzytwa musiała mu zardzewieć.
Obok nich ciotka Jagoda przyrządzała herbatę dla wszystkich zgromadzonych. Mysi Blond odmówił jej przyjęcia, w pełni zadowalając się rumem, za to ksiądz bardzo się na ten widok ucieszył i grzecznie podziękował mojej ciotce.
Najdalej ode mnie, pod przeciwległą ścianą, siedziały z kolei dwa wybryki natury. O ile Biały Chłopak mnie onieśmielał o tyle oni sprawiali, że miałam ochotę paść przed nimi na kolana i błagać, żeby już nigdy nie spuszczali ze mnie swoich niezwykłych, błękitnych oczu. Zdradzali rodzinne podobieństwo, obaj mieli wydatne, szerokie kości policzkowe, wąskie usta i dosyć długie, ale zgrabne nosy, a oczy obydwu w ciemnej oprawie rzęs i brwi hipnotyzowały. Były jaśniejsze niż u Białego Chłopaka,  jakby wyblakłe w swym kolorze , ale posiadały ten sam rodzaj magnetyzmu. Obaj ci niezwykli mężczyźni byli ubrani na czarno, prosto i z klasą, podkreślając tym samym swoje szczupłe, wysokie sylwetki. Włosy mieli w kolorze smoły, gęste i lśniące, ale fryzury już się różniły. Ten, którego jak pamiętałam jeszcze niedawno strasznymi słowami lżyła moja matka, był jednym z tych długowłosych. Ale w przeciwieństwie do Mysiego Blondu jego włosy były starannie i ciasno związane na karku, gładko zaczesane, spływały mu aż do połowy pleców, idealnie równo przystrzyżone. Drugi wybryk natury miał włosy stosunkowo krótkie, ale bujne, każdy sterczał mu w inną stronę, tworząc na jego głowie istny artystyczny nieład. Czy też może autorski pierdolnik, jak zwykł mawiać mój brat na tego typu fryzury. Na szyi mieli długie, osobliwe wisiorki. Wyglądały jak małe flakoniki z przejrzystą cieczą o zabarwieniu błękitnym. W dziwny sposób zawartość tych ozdób współgrała z ich niezwykłymi oczami, miałam wrażenie, że tak jak one emanuje nikłym światłem.
Boże, byli piękni. Idealni, tacy wręcz nierealni. Nie byłam w stanie dostrzec w nich żadnej skazy, żadnych przebarwień na skórze, żadnych zmarszczek czy niedoskonałości. Przez to wydawali się być dziwnie bez wieku, naprawdę trudno mi ich było określić pod tym względem. Mogli mieć równie dobrze 20 jak i 35 lat.

– Dobra, zacznijmy od biurokracji – mruknął Kwadratowa Szczęka, zerkając na smarującą coś w zeszycie Okrągłą Buzię, a potem na mnie. – Imię i nazwisko.

Bardzo mi się nie podobał jego rozkazujący ton oraz to, że właściwie żądał ode mnie przedstawienia się, podczas gdy ja dalej nie wiedziałam, z kim mam właściwie do czynienia. O nie facet, tak to my nie będziemy rozmawiać.

– A pańskie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a moja matka posłała mi srogie spojrzenie. Strzelaj sobie groźnego zeza dalej, ja mam zamiar przywrócić wydarzeniom właściwy bieg, nikt mi tu nie będzie rozkazywał. – Pan wybaczy, ale nie zwykłam się przedstawiać byle komu.

– Judyta! – warknęła na mnie moja matka nie używając zdrobnienia, co miałam rozumieć jako bardzo ostrą reprymendę.

Kwadratowa Szczęka patrzył na mnie morderczym wzrokiem, a Okrągła Buzia wreszcie zostawiła zeszyt w spokoju i spojrzała na mnie z niedowierzaniem w oczach. To chyba miało znaczyć tyle, że właśnie zaczynałam pyskować komuś, komu nie powinnam. Może bym się i wystraszyła gdyby nie Mysi Blond i ksiądz, którzy na moje oświadczenie parsknęli śmiechem. Kwadratowa Szczęka, nie zmieniając wyrazu twarzy, obejrzał się na nich i wycelował w nich oskarżycielsko wskazujący palec.

– Zawieszę was obu! – zagroził. – Oswald czy ty czasem nie miałeś połamanych gnatów? Od głupkowatego rżenia może ci się pogorszyć. Poproś Klechę żeby cię łaskawie wyleczył i obaj na tę okoliczność wsadźcie mordy w kubeł.

– Ja już dostałem swoje lekarstwo. – Mysi Blond pomachał Kwadratowemu prawie pustą butelką z rumem.

– To co mam wpisać w rubrykę „nazwisko”? – odezwała się wreszcie Okrągła Buzia, patrząc na mnie. Sprawiała miłe wrażenie, więc jej nie zamierzałam czynić żadnych złośliwości.

– Litner Judyta – odpowiedziała za mnie moja matka, nim zdążyłam choćby otworzyć usta. Zaczynała mnie tym drażnić. Będzie kolejna awantura.

– Zarejestrowana jako? – zapytał znowu Kwadratowa Szczęka, ciągle tym samym irytującym, rozkazującym tonem. W dodatku nie rozumiałam pytania.

– I tu się pojawia pewien problem. – Babcia uznała za stosowne wtrącić swoje trzy grosze. – Dita nie jest zarejestrowana.

Kwadratowy popatrzył na moją babcię jak na kryminalistkę, a potem to spojrzenie przeniósł na mnie. Jak mu dziś nie przypieprzę za te pseudo groźne miny, to się bardzo zdziwię.

– Chcecie mi powiedzieć, że macie tu wiedźmę naznaczoną przez żywiołaki, która nie figuruje w rejestrze? – Był zdenerwowany, jeszcze chwila, a zacznie hiperwentylować.

– Kiedy wychodziła do sklepu nie miała znamienia – wyjaśniła spokojnie babcia. – Prawdopodobnie otrzymała je w trakcie ataku. Możliwe, że na prośbę mojego wnuka, bo sama Dita nigdy dotąd nie miała epizodów z Mocą. Wątpię żeby żywiołaki przyszyły do niej z własnej inicjatywy i to jeszcze z takim darem.

– Malkolm Litner potrafił zmusić żywiołaki żeby obdarowały zeromaga Mocą? – Kwadratowej Szczęce mało oczy nie wyszły z orbit, a potem odwrócił się z powrotem do tyłu, ale tym razem zwrócił się do dwóch Wybryków Natury. – Oczekuje wyjaśnień. Jak zwykle taicie przed nami kluczowe informacje. Ten elementalista dostał przydział do Warszawy ze względu na was, tak? Loża chciała mieć go na oku. Mieliście go pilnować. Dlaczego? Nie nosił ograniczników i wypuściliście go do rodziny, więc nie chodziło o jego Moc i zachwiania równowagi. Zatem o co? Czemu Loży zależało na Malkolmie Litnerze? Mam wrażenie, że poznając odpowiedź na to pytanie, dowiemy się kto i dlaczego porwał chłopaka.

Oba Wybryki Natury milczały wymownie, a ich piękne twarze nie wyrażały nic.

– Jako wyżsi rangą nie musimy ci się tłumaczyć – odezwał się wreszcie ten Potargany.

Kwadratowego na to oświadczenie trafił ciężki szlag. Jeszcze chwila, a by pękł, gdyby do akcji nie wkroczyła moja matka.

– Na to pytanie poniekąd mogę odpowiedzieć wam ja. – Podniosła się powoli z miejsca, zerkając na mnie, wyraźnie z czegoś niezadowolona.

Aha. Nie bardzo jej się uśmiechało odpowiadać przy mnie. Jednak miałam rację, że nie dałam się położyć do łóżka.
Kwadratowa Szczęka chciał o coś zapytać, ale zamilkł kiedy matka, otworzyła jedną z kuchennych szafek i wyciągnęła z niej wysokie, wąskie i okrągłe pudełko po ciastkach. Było stare, takie ciastka jedliśmy z moim bratem w dzieciństwie, dziś nikt już ich nie produkował. Zdziwiłam się, że matka ciągle to trzymała, nie była typem rupieciarza.

– Super, słodycze, tego szukałem – ucieszył się na ten widok Mysi Blond, ale pudełko po ciastkach zignorował, sięgnął po apteczkę stojącą za nim.

Wygrzebał z niej kilka listków różnych leków przeciwbólowych. Sądziłam że matka urządzi mu zaraz o to awanturę, nienawidziła, kiedy ktoś rządził się w jej kuchni, ale nie skomentowała tego. Nawet podała mu opakowanie ketonalu. Nie kryjąc zgrozy, patrzyłam jak popija pięć różnych tabletek – w tym i nieszczęsny ketonal – resztką rumu. Nie wiem, może te dziwaki mają inny system odpornościowy, ale ta dawka zwaliłaby z nóg słonia.
Matka z kolei, jak gdyby nigdy nic, przeszła na środek kuchni i wyciągnęła zawartość pudełka po ciastkach.
Znajdował się tam dosyć gruby zwój. Wyglądał na naprawdę stary, pożółkły i sprawiał wrażenie jakby najmniejszy podmuch wiatru był w stanie obrócić go w proch. Tymczasem matka śmiało, zamaszystym gestem rozwinęła go wzdłuż podłogi, jego drugi koniec poturlał się wesoło w stronę Wybryków Natury. Ten Ulizany zatrzymał go swoim butem, uniemożliwiając pergaminowi dalsze rozwijanie się i w tym procesie ucieczkę pod krzesło. Ewidentnie Wybryki Natury nie były zachwycone poczynaniami mojej matki, bo posłały jej surowe spojrzenie.

– Nie możesz… – zaczął ten Ulizany, ale moja matka reagowała podobnie jak ja, kiedy ktoś jej mówił co może a czego nie.

– Otóż mylisz się Corbin – warknęła jak wściekła tygrysica. – Mogę. I zrobię to, jeśli tylko ułatwi im to odnalezienie mojego syna. Ty, Witek i Loża już pokazaliście, ile warte są wasze obietnice. Nie mam już nic do stracenia, Malkolmowi to na pewno nie zaszkodzi. Więc, z łaski swojej, nie próbuj mi rozkazywać, bo akurat JA jestem daleko poza twoją jurysdykcją. To ty masz zobowiązania wobec mnie, ty i Loża, za przysięgi bez pokrycia. Ja niczego wam nie obiecywałam. Więc milcz. Bo jeszcze jedno twoje słowo, a wystawię cię za drzwi!

Kwadratowy miał taką minę, jakby właśnie zakochał się w mojej matce, za to Ulizany znowu wyglądał jak kamienny posąg, a jego twarz była pozbawiona wszelkiego wyrazu. Milczał. Mogłam się założyć z każdym o każde pieniądze, że w ostateczności nie dałby się wystawić mojej matce za drzwi żadną ludzką czy nieludzką siłą, ale mimo to milczał. Tu nie chodziło o demonstracje siły, matka zwyczajnie grała mu na sumieniu. I choć zewnętrznie nie pokazywał żadnych emocji, to musiał czuć się winny tego, co spotkało mojego brata. Inaczej nie pozwoliłby jej zwracać się do siebie w taki sposób, tego byłam pewna.

Widzicie, cały problem z moją matką polegał na tym, że wymyśliła sobie, że ja mam być wzorem cnót. Mnie nie wolno było pyskować nikomu, używać wulgaryzmów, ani wyrażać swojego zdania przesadnie gwałtownie. Ja miałam być damą. Cokolwiek przez to rozumiała. Za to ona, proszę bardzo, mogła równać ludzi z asfaltem, być złośliwą, grać im na wyrzutach sumienia, zadawać ciosy poniżej pasa, krzyczeć i unosić się w towarzystwie. Nie wnikałam, póki co, czy Ulizanemu się to należało. Pewnie tak, bo, co by o matce nie mówić, nigdy nie atakowała bez przyczyny, ale chodziło o oddanie sprawiedliwości mnie. No proszę was, ona mogła napyskować komuś, kto TAK wygląda i na dodatek jest pewnie jeszcze Strasznie Ważny, a mnie nie pozwalała, żeby podroczyć się z jakimś tam Kwadratowym?

Matka tymczasem usatysfakcjonowana swoim występem, wróciła do zabawy ze zwojem. Tej części pod butem Ulizanego na razie nie ruszała, zajęła się tym końcem, który miała w ręku. Wychyliłam się zza stołu żeby się lepiej przyjrzeć temu, co było na pergaminie. Był gęsto pokryty jakimiś malowidłami i chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam co widzę, zwłaszcza że patrzyłam na obraz do góry nogami.

– To drzewo genealogiczne – stwierdził Kwadratowa Szczęka ze zdumieniem, klękając nad zwojem, żeby się lepiej przyjrzeć. Wszystko było tam strasznie naćkane.

Zaintrygowani Mysi Blond i ksiądz również się zbliżyli, żeby popatrzeć.

– Korzenie są pod butem Corbina. – Matka wskazała na drugi koniec zwoju. – I tam też są odpowiedzi na wasze pytania. To co tu widzicie, to sama Korona. Tu jest Malkolm, a tu Judyta. – Wskazała kolejno dwie małe podobizny. Byłam ciekawa kto to rysował, bo w ogóle nie byłam podobna do siebie. Mój brat też nie. – Ja i mój mąż, obok Jagoda. Niżej moja matka i mój ojciec, ojczyma nie ma, bo nie dołożył nic od siebie do puli genetycznej… źle siedzimy, patrzymy do góry nogami.

Mężczyźni zignorowali tę uwagę, zachłannie wpatrując się w malowidła. Ksiądz i Mysi Blond powoli zaczęli się przemieszczać wzdłuż pergaminu, kierując się w stronę Wybryków Natury. W dół Drzewa. Sama byłam zafascynowana widokiem, aż dostałam wypieków na twarzy. Zrzuciłam z ramion koc i przeszłam pod stołem, żeby również paść na kolana przy zwoju obok Kwadratowego. W ogóle mnie chyba nawet nie zauważył.

– Dwanaście?! – wykrzyknął nagle ze zdumieniem Mysi Blond, patrząc osłupiały na Drzewo gdzieś na wysokości dziesiątego pokolenia wstecz. – Helena Kłonicka, z domu Apowna miała DWANAŚCIE córek?!

– Och, jej mąż, Eugeniusz, był bardzo płodny – odezwała się beztrosko babcia, jakby opowiadała ploteczki o sąsiadach z naprzeciwka. Przeraziła mnie nieco myśl, że ona pamięta, kto był czyim mężem aż do dziesiątego pokolenia do tyłu. – Gdzieś miałam całą księgę im poświęconą, co rok to prorok, oboje mieli końskie zdrowie i…

– Nie to miałem na myśli – przerwał jej Mysi Blond. – Cofnęliśmy się już jakieś jedenaście pokoleń do tyłu i ciągle są same kobiety. Owszem, wychodziły za mąż, czemu nie, ale rodziły tylko córki. A już Kłonicka pobiła wszelkie rekordy. Dwanaście bab i ani jednego syna.

– Na dodatek niepokoją mnie daty w przypisach. – Ksiądz kucnął nad zwojem. – Wynika z nich, że kobiety w waszej rodzinie dożywały sędziwego wieku, nie licząc nieszczęsnej Heleny którą musiały wykończyć częste porody, ale mężczyźni… średnia ich wieku wynosi coś koło 22 lat…

– Cóż… – zająknęła się moja matka i znowu zerknęła na mnie. To był właśnie ten moment, w którym trafił mnie ciężki szlag.

– Gadaj – zażądałam złym głosem. – Gadaj do cholery, bo za moment skończy się moja cierpliwość, jak jeszcze raz zaczniesz zezować na mnie.

Spodziewałam się wykładu na temat tego, jak śmiem się do niej odzywać w ten sposób, ale ona zacisnęła tylko usta i ruszyła w stronę drugiego końca zwoju. Stanęła nad Ulizanym i popatrzyła na niego wymownie.
Ulizany nie był zachwycony. Westchnął ciężko i schylił się po drugą część zwoju.

– Widzę że to nieuniknione – stwierdził z kwaśną miną, obracając w rękach wciąż zwinięty pergamin, ukrywający korzenie Drzewa. – Jednak proszę was o zachowanie tajemnicy. Bardzo możliwe, że Malwina ma rację. Powodem, dla którego ktoś porwał Malkolma, może być jego genetyczna spuścizna…

– Teraz to i tak już po ptakach. – Wzruszył ramionami Mysi Blond, siadając na jednym z wolnych krzeseł. – Ktoś nieodpowiedni już się dowiedział, więc nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Rozwijaj to Corbin, bo nas tu jutro zastanie, a chłopaka trzeba jeszcze znaleźć. Poza tym, nie wiem z czego chcecie robić taką tajemnicę. To, że mają rusałkę w korzeniach swojego Drzewa, jest raczej oczywiste. Rodzą im się same dziewczyny i założę się, że każda z nich, przez te wszystkie pokolenia, wyglądała tak jak one. – Machnął ręką w stronę moją i matki, ale sądzę że miał na myśli też i babcię oraz ciotkę, po prostu tak mu było wygodnie machnąć. – Czarne oczy, ciemne włosy, blada cera, długie palce. Wielkie mi halo. Doskonała większość elementalistów ma w rodzinie jakieś bóstewko, czy inne nadnaturalne stworzonko. Dlatego właśnie są elementalistami.

Bez słowa obejrzałam swoje dłonie, starając skupić się na palcach i ignorować dziwaczną ozdobę jaką na lewym ręku zostawiła mi szklana nimfa. Na te moje oględziny Mysi Blond parsknął śmiechem. Posłałam mu urażone i wyniosłe spojrzenie – nie będzie się palant jeden czepiał moich palców, uważałam, że mieszczą się w normie. A moje oczy wcale nie były czarne, tylko naprawdę ciemnobrązowe. A poza tym nikt go nie pytał o zdanie, w mordę lepszego, zapitego eksperta.

– Rusałka to swoją drogą – odezwał się wreszcie ten Potargany. – Poza tym nawet przy rusałkach rodzą się chłopaki. Mało bo mało, ale jednak. Tymczasem Malkom był pierwszym od trzydziestu dwóch pokoleń. To zbyt duża posucha, nawet jak na rusałkę.

Zdenerwowali mnie w końcu, podniosłam się z miejsca i bez ceregieli wyrwałam zwój z ręki Ulizanego. Popatrzył na mnie jak na UFO. Jak tak dalej pójdzie, to oni tego w życiu nie rozwiną, a mnie jednak się trochę spieszyło; zamierzałam szukać mojego brata. Jeszcze nie wiedziałam jak i gdzie, ale zwój wydawał się być dobrym początkiem.
Rozwinęłam go, nie czekając, aż ktoś z nich możne oprzytomnieje i spróbuje mi go zabrać. Od razu spotkało mnie rozczarowanie.

– To jest napisane cyrylicą! – oburzyłam się. Nie znałam ruskiego ani żadnego pochodnego języka, także ten alfabet był dla mnie jak szyfr. Tymczasem trzon Drzewa, aż do samych korzeni, miał przypisy spisane właśnie cyrylicą. Dopiero jakieś osiem pokoleń w górę, w stronę korony, zaczynał się polski alfabet, choć i tam wkradały się jakieś dziwaczne znaki.

– Nasi przodkowie pochodzili bardziej ze wschodu kochanie. – Babcia uśmiechnęła się do mnie słodko. – Stąd ta cyrylica.

Ksiądz stał najbliżej mnie, więc podszedł i zajrzał mi przez ramię. Słyszałam jak gwałtownie wciąga powietrze i, jestem tego niemal pewna, cichutko klnie pod nosem.

– Klecha, wyglądasz jakbyś zobaczył ducha – zauważył Kwadratowy i również zajrzał do zwoju, ale najwyraźniej dla niego też cyrylica była zagadką. – Co tu jest napisane?

– Perepłut… – wykrztusił ksiądz. – Perepłut i Mokosz…

Kwadratowa Szczęka wyglądał, jakby ktoś dał mu czymś ciężkim po głowie. Grobowa cisza zapadła w kuchni, zakłócana jedynie miarowym tykaniem zegara na ścianie. Najwyraźniej ogłoszono właśnie niezłą sensację, a ja oczywiście nie miałam pojęcia, w czym rzecz. Te dziwne nazwy nic mi nie mówiły.

– I masz swoje bóstewko! – ryknął Kwadratowy, którego nagle odblokowało, a swoje ryki kierował pod adresem Mysiego Blondu. – Nadnaturalne stworzonko, psia twoja matka! Dwa najpotężniejsze słowiańskie, wodne bóstwa! – Nagle jakby się zreflektował, że krzyczy nie na tą osobę co potrzeba i gwałtownie zwrócił się w stronę Wybryków Natury. – Jak mogliście pozwolić, żeby ten szczeniak chodził samopas? Dlaczego ta rodzina nie ma nadzoru? Dzieli ich ledwie trzydzieści pokoleń od wodnego demona, a was to nic nie obchodzi?! On nawet nie miał pieprzonych ograniczników!

– Genetyczna spuścizna Perepłuta jest kontrolowana od roku 1315 – odparł zimno Ulizany. – Jak ci się wydaje, czemu mają tak dokładne i dobrze zachowane drzewo genealogiczne? Już wtedy istniał sabat kontrolujący i sprawdzający kolejne dzieci, skrupulatnie kronikujący dzieje tej rodziny. Sporządzający to właśnie Drzewo. Potem sabat się rozpadł, a jego sprawy przejęła Loża.

– Wy coś chyba popieprzyliście. – Mysi Blond miał bardzo sceptyczną minę. – Mokosz była – oprócz tego, że wodnym bóstwem – boginią urodzaju i kobietą Peruna. Symbolem dobrych matek i żon. Akurat uwierzę, że parzyła się z jakimś wodnym demonem, już by jej Perun łeb za to urwał przy samej dupie…

– Perepłut nie był demonem. – Babcia wstała od stołu, podeszła do mnie i odebrała mi zwój. – Miano wyklętego zyskał po tym jak naraził się Perunowi, a w późniejszym procesie chrystianizacji całkiem zepchnięto go do podziemia. Wszystkie podania jakie udało się zgromadzić zanim doszło do nawracania Słowian, jako ciekawostkę opisują spór między tymi bogami. Faktycznie Mokosz była partnerką Peruna, ale miała w tym czasie krótki acz burzliwy romans z Perepłutem. Może i wszystko by się rozeszło po kościach i sam Perun o niczym by się nie dowiedział gdyby nie to, że Mokosz zaszła w ciążę z Perepłutem…

– Głupia baba – mruknął pod nosem Mysi Blond. – Była boginią płodności i urodzaju, co ona sobie myślała? Że dzieci biorą się z kapusty?

– Nie taka znowu głupia – zauważyła babcia. – Uparcie twierdziła, że to dziecko Peruna. Sam Perun nie protestował i nie drążył, w swej próżności wierzył żonie, bo podobno dziewczynka urodziła się olśniewającej urody, którą, zdaniem przewrotnej Mokosz, zawdzięczała swemu ojcu. Na jego cześć dostała imię Perperuna…

– Bzdura, Perperuna było jednym z wielu imion Mokosz – zaprotestował Kwadratowa Szczęka. – Wiele plemion słowiańskich tak właśnie ją nazywało, dopiero dużo później doszło do rozdzielenia ich wizerunków i w rezultacie Mokosz „rozwiedziono” z Perunem stawiając u jego boku Perperunę.

– Perperuna i Mokosz były ze sobą mylone, bo dziewczyna nie zagrzała długo miejsca w słowiańskim panteonie – wyjaśniła babcia nie pozwalając podważać swoich słów. – Jej imię pojawiło się i zniknęło więc uznano, że to jedno z wcieleń Mokosz. Zwłaszcza że zakres ich mocy był bardzo podobny. Potem mity i legendy, w zależności od regionu, języka i przekazu, zaczęły się rozjeżdżać i tak Mokosz i Perperuna występowały u boku Peruna wymiennie. Ale tak naprawdę wszędzie chodziło o Mokosz, a nie o sporne potomstwo jej i Perepłuta.

– No to już jest trochę naciągane… – wciął się Mysi Blond.

– Mimo to Perepłut nie zamierzał pozwolić na to, aby Perun chwalił się jego pięknym dzieckiem jako swoim i upomniał się o dziewczynę – ciągnęła babcia dalej, niezrażona uwagami i pomrukami powątpiewania. – Mokosz natomiast szła w zaparte, ale na nic się to zdało. Samo podejrzenie, że mógłby być rogaczem doprowadziło Peruna do furii ostatecznej. Żonie żadnej krzywdy nie uczynił, zapewne biorąc pod uwagę domniemanie niewinności, ale Perepłuta strącił z panteonu, okrzykując go demonem, a Perperunę wygnał na ziemię pośród ludzi. Rozgoryczony Perepłut przeklął kobiety, które doprowadziły do jego upadku. Mokosz jako tę, która go uwiodła i nakręciła całą te spiralę oszustw; oraz Perperunę jako tę, o którą, w swej zachłanności i nie mniejszej próżności niż ta perunowa, się upomniał i w wyniku czego ściągnął na siebie gniew potężniejszego boga. Klątwa zadziałała i jakże paradoksalnie, bogini płodności i urodzaju nie powiła więcej żadnego potomka. Natomiast Perperuna, wedle słów swego prawdziwego ojca miała odpokutować za jego upadek wraz ze swoim potomstwem, aż do momentu, w którym przyczyni się do jego odrodzenia. Oryginalna treść klątwy nie zachowała się nigdzie, jej wersje są różne, przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie, ale faktem odnotowanym przez kronikarzy jest to, że począwszy od ludzkiego męża Perperuny, która osiedliła na ziemskim padole, wszyscy kolejni mężczyźni biorący sobie za żony jej córki i wnuczki ginęli młodo i gwałtownie, a przy zgonach zawsze towarzyszyła im woda. To podobno część klątwy i pokuty nałożonej na dziewczynę, mająca uchronić biednych mężczyzn przed genem oszukańczej Mokosz, posyłając ich w ramiona śmierci…

– Jak znam życie, treścią klątwy było coś w stylu: „A żeby was pokręciło wredne suki”- mruknął Mysi Blond. – Swoją drogą trochę do dupy wymyślił im to wybawienie…

– Mama lubi ubarwiać tą opowieść – odezwała się moja matka. – Tak naprawdę nie wiadomo, który z bogów przeklął Perperunę. Na pewno to Perepłut rzucił klątwę na Mokosz i faktycznie bogini nie urodziła więcej dzieci. Natomiast Perperunę mógł przekląć równie dobrze Perun, w odwecie za klątwę wodnego boga rzuconą na jego żonę. Zgony mężczyzn wiążących się z nią i jej potomstwem tłumaczyło się tym, że także i ona nie miała mieć dzieci. I to już prędzej pasuje do Peruna – chciał zniszczyć latorośl Perepłuta. Wodny bóg strącony z panteonu miał zginąć zapomniany, natomiast jego ród miał wymrzeć. Umierający mężczyźni, głowy domów i opiekunowie kobiet, po śmierci nie byli w stanie ich chronić.
Co do tego, że rodziły się same dziewczynki, jest także kilka teorii. Jedna mówi, że to część perunowej klątwy, która miała stłamsić ród potomków Perperuny, nie dając mu męskiego przywódcy, co go znacznie osłabiało. Inna mówi o tym, że to sama Mokosz rzuciła taką klątwę na rodzinę dziewczyny, gdyż każda z tych kobiet była częścią niej samej, a bogini po wieczne czasy chciała rodzić dzieci, chociażby w ten pośredni sposób. Wreszcie mówiło się, że to jakiś misterny plan Perepłuta, mający na celu przyczynić się do jego odrodzenia. Tu znowu można by się było skłaniać, że klątwa to jednak dzieło Peruna. Bo kolejna teoria mówi o tym, że wodny bóg zapowiedział swój powrót dzięki potomstwu Perperuny, zatem Perun w obawie, że ten odrodzi się w męskim potomku, sprawił, że rodziły się same kobiety… Lub nakłonił do tego Mokosz, która miała właśnie taką moc.

– Skoro Perun tak trząsł portkami przed tą dziewuchą i jej potomkami, czemu jej zwyczajnie nie zabił? – zapytał Kwadratowy. – Po co te szopki z klątwami? Nie ma dziewczyny, nie ma problemu.

– Bo tak naprawdę wcale nie jest takie pewne czyim dzieckiem faktycznie była zapomniana przez bogów Perperuna. – westchnęła matka. – Przyjęto że Perepłuta, bo nie znaleziono żadnego logicznego wyjaśnienia, dla którego miałby się do niej przyznawać jak tylko takie, że faktycznie była jego. Wcześniej nie miał żadnych zatargów z Perunem, nie leżało w jego interesie go prowokować, czy podważać jakkolwiek jego autorytet. Po prostu rozgniewał się na kłamstwo Mokosz i to bardziej jej chciał zaszkodzić niż samemu Perunowi. Z drugiej strony postawa bogini była dziwna. Uchodziła za bóstwo kobiecej doskonałości i uczciwości, oszukiwanie męża podobno nie leżały w jej naturze. Należy z tego wnioskować, że skoro twierdziła, że to dziecko Peruna, to tak faktycznie było. Sam bóg piorunów nie zdecydował się na zabicie Perperuny, bo po prostu nie miał pewności. Nie chciał przyłożyć ręki do zgładzenia swojego dziecka, ale mógł dziewczynie trochę życie utrudnić, zabezpieczając się przed zemstą Perepłuta, na wypadek gdyby dzieciak był jednak jego. Dlatego ja uważam, że klątwa jest dziełem Peruna, a nie Perepłuta. Wodny bóg zapowiedział swój powrót i odrodzenie, a Perun chciał mu to uniemożliwić, dlatego nałożył na dziewczynę klątwę. I możliwe, że w tym przekleństwie maczała palce także Mokosz. W jej mocy leżało zapanowanie nad narodzinami w rodzinie córki, a sama mogła się odradzać w kolejnych kobietach i rodzić kolejne i kolejne dzieci, skoro we własnej postaci nie było jej to dane.

– Miała baba ambicje, nie ma co – parsknął Mysi Blond i oparł się wygodniej na krześle. Jego oczy był szkliste, zdradzał pierwsze objawy upojenia alkoholowego. Ja czekałam, kiedy fiknie, po tej dawce leków jaką łyknął.

Sama, w czasie tej całej opowieści, przysiadłam na podłodze i słuchałam z namysłem. To było coś właśnie w stylu mojej rodzinki. Szamańska tajemnica, z której nic nie rozumiałam, bogowie o których nic nigdy nie słyszałam, przodkowie niemal z piekła rodem, klątwa która zamordowała mi ojca i dziadka, a moja matka chciała żebym studiowała ekonomię! Czy tylko ja mam wrażenie, że ktoś tu oszalał?
Gdyby nie to, że na własne oczy widziałam, co mój brat wyprawiał z wodą, i gdyby nie to, że sama narobiłam niezłego bałaganu, pewnie już bym dzwoniła pod 999, że mam tu przypadek zbiorowej schizofrenii. Musiałam przyjąć, że sama też nie zwariowałam i znajduję się we właściwej rzeczywistości, nie śnię, nie mam omamów i nikt mnie nie odurzył. Po tym przyspieszonym kursie przechodzenia nad dziwactwami do porządku dziennego, należy zacząć działać.
– Dobrze – zgodziłam się na głos, przyswajając do wiadomości wszystkie zasłyszane informacje i przyjmując je za pewnik. Tylko tak jeszcze mogłam w miarę logicznie myśleć, gdybym zaczęła tu zadawać pytania i z niedowierzaniem komentować odpowiedzi, rychło potrzebowałabym czegoś na uspokojenie. Muszę się skupić na odnalezieniu brata, wszystkim innym mogę się martwić później. – Ktoś tu szumnie ogłosił że jak się dowie czemu mój bart jest taki wyjątkowy, to będzie wiedzieć kto i dlaczego po porwał. I co?

Na to moje „I co?” wszyscy zgromadzeni spojrzeli na mnie. Ich miny nie wróżyły cudownego rozwiązania sprawy, na dodatek twarz mojej matki zdradzała mi, że ciągnie ostatkiem sił. Tylko silna wola pozwalała jej jeszcze zachować spokój, jeśli ta ją opuści, wpadnie mi tu w swoją niezawodną histerię. A to już będzie całkiem nie do opanowania.
Moja matka zawsze tak reagowała, kiedy coś złego działo się mnie bądź Malkolmowi. Wystarczyło żebyśmy sobie w dzieciństwie zdarli skórę z kolana, a już matka robiła raban i w napadzie paniki wróżyła nam amputacje nogi. Nie muszę chyba mówić, że byliśmy wtedy małoletni i jej nastrój nam się udzielał błyskawicznie. Ryczeliśmy tak jakby przynajmniej nas ktoś mordował. Matka ze zmartwienia serwowała nam niezapomniane chwile strachu o własne kończyny.
Teraz też się martwiła… chociaż „martwiła” było tu gigantycznym niedopowiedzeniem. Ona odchodziła od zmysłów. A maska, którą na tę okazję założyła, właśnie zaczynała się sypać. Jeśli się posypie do końca, obawiałam się, że sytuacja z dzieciństwa się powtórzy i ja także wpadnę histerię. A wtedy to już mogiła, w napadach paniki i w stanie wysokiego stresu obie robiłyśmy się nieobliczalne. Pamiętna bałaganu, jakiego dopiero co narobiłam na Długim Targu z powodu przerażenia, bardzo się teraz obawiałam swoich gwałtownych wybuchów emocji…
Boże, muszę jak najszybciej znaleźć Malkolma!

– Rozumiem, że nikt z was nie ma pomysłu, co się stało z Malkolmem? – skomentowałam to wymowne milczenie.

– Szczerze mówiąc, teraz mam ich aż za dużo – odezwał się Kwadratowy naburmuszonym tonem. – Jeśli wierzyć temu Drzewu, wasza krew niesie ze sobą wielką Moc. Biorąc pod uwagę jeszcze te nieszczęsne, niepewne klątwy, sam Malkom staje się obiektem niezwykle atrakcyjnym dla wszelkiej maści szarlatanów. Jeśli faktycznie ten wodny demon zapowiedział swoje odrodzenie w męskim potomku, a ktoś w tę zapowiedź uwierzył mógł go porwać żeby przyczynić się do powrotu Perepłuta. Jeśli jakiś idiota znalazł opis obrzędów przywołania i ma dla bóstwa „naczynie”…

– Kto ci jeszcze wierzy w słowiańskich bogów? – zaprotestował nieco bełkotliwie Mysi Blond, rozparty wygodnie na krześle. Nieobecnym wzrokiem kontemplował sufit, ale najwyraźniej jeszcze słuchał o czym mówiliśmy. – Kościół skutecznie ich  uśmiercił wiele wieków temu, ich moc jest znikoma, a ludzie zapomnieli o ich istnieniu. Dlatego pewnie chłopak nie nosił ograniczników. Nie było takiej potrzeby, to wiara świadczy o potędze boga. A ci od dawna są martwi. Nawet gdyby ktoś jeszcze wierzył, dokonywał obrzędów, w co szczerze wątpię i nawet gdyby go przywołał i podarował mu ciało Malkolma, Perepłut niewiele by zyskał. Jego Moc byłaby porównywalna do mocy Malkolma obecnie. Za dużo zachodu tylko po to żeby podmienić właściciela ciała. Jaki kretyn narażałby się Strażnikom i Loży dla takiego głupstwa?

– Jednak klątwa, którą nałożyli ci bogowie ciągle działa! – oburzył się Kwadratowa Szczęka.

– Czyżby? – zdziwił się uprzejmie Mysi Blond przenosząc swoje mętne spojrzenie z sufitu na -Kwadratowego. – Przecież w końcu urodził się chłopak. To chyba dostateczny dowód na to że klątwa słabnie.

– Jesteśmy zdania, że tutaj zadziałał raczej katalizator – wtrącił się Ulizany. – Ojciec Malkolma co prawda tak jak Judyta był zeromagiem, ale musiał posiadać jakichś ciekawych przodków. Niestety jego Drzewo nie było tak dobrze zachowane jak to, więc niczego nie odkryliśmy. Ale ręczę ci, że słowiańscy bogowie nie są jeszcze tak martwi, jakby życzył sobie tego Kościół, a ich klątwa dalej ma moc. Po prostu doszło do wymieszania krwi z osobą, której przodkiem był ktoś niewrażliwy na tego typu zaklęcia, albo na tej płaszczyźnie był potężniejszy od boga, który je rzucił.

– Coraz lepiej – mruknął Kwadratowa Szczęka. – Para potężnych bóstw za przodków od strony matki i jedno dziwadło od strony ojca, które wybiórczo znosi klątwy. Ten dzieciak to chodząca bomba zegarowa!

– Jeśli właśnie obrażacie mojego świętej pamięci ojca, to radzę wam przestać – warknęłam rozdrażniona. Roztrząsanie genealogii nam w sumie niczego nie przyniosło, a oni dalej chcieli się w tym babrać, na dodatek czepiając się jeszcze mojego ojca. Chciałam wreszcie usłyszeć jakieś konkrety, a zapowiadało się na to, że się ich nie doczekam. – Krótka piłka, podejrzewacie, że ktoś chce wskrzesić tego boga, tak czy nie?

– Tak – zgodził się Kwadratowy, choć ewidentnie mu się nie podobało, że próbuję nadać tej rozmowie wygodny dla mnie kierunek.

– Nie – odezwał się niespodziewanie od dłuższego czasu milczący Potargany. – Nie chodzi o Perepłuta.

– A uważasz tak ponieważ…? – Mysi Blond zaczął się bujać na krześle, kierując swoje mętne oczy na Potarganego, przekrzywiając dziwnie głowę. Trochę jak pies, który właśnie usłyszał dziwny dźwięk.

Oba Wybryki Natury wymieniły się spojrzeniami. Coś wiedzieli i z sobie tylko znanych przyczyn chcieli to ukryć. Już nawet szykowałam się żeby wyciągać to z nich siłą, kiedy nagle Potarganemu rozwiązał się język.

– Jestem w Polsce od pięciu lat – zaczął ni z gruszki ni z pietruszki. – Wcześniej miałem przydział w Niemczech, w Hanowerze. Tak naprawdę zostałem przeniesiony dyscyplinarnie, podobnie jak wcześniej Corbin, obu nas wykopali do Warszawy…

– Pewnie, jak za karę to do Polski – ośmieliła się wtrącić ciotka Jagoda.

– Corbin jest tu za karę? – zdziwił się z kolei ksiądz. – Odkąd tylko pamiętam reprezentowałeś w Warszawie interesy Loży, zawsze sądziłem…

– Owszem, ale wtedy nie byłem tu na stałe przydzielony, tylko na doskok – westchnął Ulizany, wchodząc w słowo księdzu. – Witek był reprezentantem Loży, ale że zajmował niski szczebel, nie zawsze się z nim liczono, więc ja stanowiłem jego plecy. Loża uważała Polskę za mało istotny kraj żeby przydzielać tu kogoś z Rady, nie ma nas wielu, nie po buncie. A potem urodził się Lambert – podsumował nagle, wskazując na cały czas milczącego Białego Chłopaka. Na to oświadczenie nietypowy młodzieniec uciekł spojrzeniem gdzieś w bok.

– No tak. – Mysi Blond skrzywił się brzydko. – Nie wolno wam mieć dzieci. Musiałeś im zabić tym niezłego ćwieka.

Ulizany w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami, a do mnie w tym momencie dotarł sens tej wymiany zdań. Nie, naprawdę, nawet ja mam swój limit jeśli chodzi o dzienną dawkę niezwykłości.

– Chwileczkę. – Zlustrowałam spojrzeniem kolejno Białego i Ulizanego – TO jest TWÓJ syn? – Nie czekając na odpowiedź zwróciłam się do chłopaka. – Ile ty masz właściwie lat?

– Dziewiętnaście – przyznał się bez oporów. Tymczasem jego wątpliwy ojciec wyglądał jakby był od niego starszy góra o piętnaście. Ale to piętnaście było już absolutną górną granicą.

– To w takim razie ile ty masz lat? – zwróciłam się do Ulizanego bez zbędnych ceregieli. Jeśli mi powie, że już w wieku piętnastu lat reprezentował czyjekolwiek interesy i płodził dzieci, to ja się wypisuję z tego cyrku i to w trybie natychmiastowym.

Ale nic takiego nie powiedział. Powiedział coś znacznie gorszego. Chociaż właściwie nie on.

– Czy to istotne? – zapytał nieco jakby zdegustowany. – Sam nie jestem pewien…

– 576 – podpowiedział mu Potargany, zdaje się, że dla świętego spokoju. – Ja mam 583, a ty jesteś siedem lat młodszy. Matka się pewnie w grobie przewraca, że nie pamiętasz nawet daty swoich urodzin. Pamiętasz chociaż datę urodzin własnego syna?

– I tak mam dużo dat do zapamiętania – odparł wymijająco Ulizany.

– Wy mówicie poważnie? – spytałam z przerażeniem. – CZYM wy właściwie jesteście?

– Jak wy chowacie tę dziewczynę? – skrzywił się Kwadratowy. – Ona poważnie nie ma o niczym pojęcia?

– Nie – przyznała moja matka. – Starałam się wychowywać dzieci z daleka od magii. Z Malkolmem się nie udało, bo już w wieku dziesięciu lat zaczął mieć epizody z Mocą. I tak był pod obserwacją Loży niemal od dnia swoich narodzin, a kiedy żywiołaki zaczęły do niego przemawiać, a on im odpowiadać, musiałam się poddać, przynajmniej jeśli chodzi o niego. Ale Judyta… Aż do dziś nic nie wskazywało na to, że słyszy i widzi więcej. Pewnie gdybyśmy ją uczyły nie była by dzisiaj tak bezradna, ale kto mógł przypuszczać…. zawsze mi się wydawało że jestem w stanie ochronić własne dzieci…

Mama pękła i zaczęła płakać. Babcia przysiadła przy niej i objęła, gładząc po plecach uspokajającym gestem, zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Posłałam złe spojrzenie temu Kwadratowemu. Z matką bywało różnie, ale widok jej łez zawsze rozdzierał mi serce, obecnie byłam gotowa rozszarpać tego bałwana na strzępy, za głupie pytanie zadane nie w porę.

– Ty to masz wyczucie Rudi – syknął na niego Mysi Blond i przestał bujać się na krześle. Zwrócił się stronę mojej matki. – Nie maż się, znajdziemy dzieciaka. Jego wola wciąż jest silna, zatem nikt mu nie uczynił krzywdy jak na razie.

Matka popatrzyła na niego, mrugając zapłakanymi oczami, a babcia wydała z siebie ciche „ach!” jakby nagle sobie o czymś przypomniała. Sięgnęła do kieszeni w płóciennych spodniach i wyjęła z niej bryłkę lodu, którą zrobił dla mnie Malkolm. Dała ją mamie. Matka uśmiechnęła się blado, choć z jej oczu nadal lały się strumienie łez. Mnie z kolei w uszach dźwięczały słowa mojego brata. Bryłka stopnieje dopiero wtedy, kiedy jej każe lub kiedy… umrze. Zatem gdziekolwiek był, żył.
To mi przypomniało, że miałam się skupić na rzeczach ważnych, a nie interesować się naturą tych pięknisiów o niezwykłych oczach. A jeden z nich miał właśnie puścić farbę i rzucić na to wszystko trochę światła. Nie można mu pozwolić żeby się rozmyślił.

– Wracając do tematu. – Pstryknęłam palcami żeby ich zdyscyplinować i zwrócić na siebie uwagę. Matka skutecznie zarażała towarzystwo ponurym nastrojem i przez chwilę myślałam, że Mysi Blond usiądzie obok niej i babci i we trójkę zaczną mi tu ryczeć. Dziwne, bo facet wyglądał na zbója, tymczasem autentycznie się przejął stanem mojej matki. Bardzo możliwe, że zyskał u mnie kilka punktów na plus, ale i tak jego skala była ujemna. – Jaki związek mają wasze przeniesienia z moim bratem?

Zwracałam się już bezceremonialnie do Wybryków Natury na 'ty’, nawet po tym jak usłyszałam ile lat mają. Swoją aparycją jakby zachęcali do spoufalania się, choć też w dziwny sposób wzbudzali szacunek, przez co wzbraniałam się przed używaniem przy nich ostrzejszego języka. Swoboda i respekt… dziwne połączenie.

– Jego ma takie, że po prostu, kiedy Loża go tu usadziła na stałe, dostał pod swoje skrzydła tutejszych niestabilnych elementalistów – wyjaśnił Potargany wskazując na Ulizanego. – To należy między innymi do naszych obowiązków. Zwykli elementaliści są odsyłani na nauki do druidów, żeby byli świadomi swojej mocy i nie doprowadzili do zachwiania równowagi między żywiołami. Ale są też tacy, w których żyłach płynie krew potężnych przodków, tak jak na przykład u twojego brata. Co ciekawe ani ty, ani reszta kobiet w twojej rodzinie nie wykazywałyście tak silnej więzi z żywiołakami jak twój brat. Był niezwykły pod wieloma względami, więc Loża chciała mieć go na oku. Sama teraz wiesz najlepiej jak niebezpieczna jest taka Moc, kiedy ten kto nią włada jej nie kontroluje.

Zrobiło mi się zimno na wspomnienie tego, co się ze mną działo, kiedy się obudziłam. Szczerze – pamiętałam to jak przez mgłę, ale czułam wtedy, jakby ktoś przepuszczał przeze mnie prąd pod bardzo wysokim napięciem. Miałam wrażenie, że jestem wszędzie i nigdzie, że płynę jak woda i mogę staranować wszystko, co stoi na mojej drodze, choć wcale tego nie chciałam. Ale to płynęło dalej, a ból sprawiały mi próby odrzucenia tego. Za to poddanie się tej… mocy, przynosiło błogą ulgę.

– Więc my nie jesteśmy tak niebezpieczne jak Malkolm? – spytałam nim zdążyłam się ugryźć w język, ale z drugiej strony to też było dla mnie ważne. Naprawdę nie chciałam znowu zatopić jakiejś części miasta, kiedy się czegoś wystraszę lub zdenerwuje.

– Obecnie stanowisz dla nas kolejną ciekawostkę. – Ulizany przeszył mnie tym niesamowitym wzrokiem. – Twój brat dokonał czegoś przez nas do tej pory niespotykanego. Widzisz, żeby dostać znamię żywiołaków, trzeba się trochę napocić i natrudzić. Generalnie dostają je tylko ci elementaliści, którzy złożą żywiołakom kilka ofiar, wezmą udział w obrzędach, a do tego jeszcze same żywiołaki muszą ich uznać za godnych. Zwykle tylko właśnie ci o potężnych korzeniach Drzewa są przyjmowani przez żywiołaki. Kiedy już masz takie znamię, traktują cię jak jednego ze swoich. Przeciętnego elementalistę sporo energii kosztuje nakłonienie tych duszków do posłuszeństwa. Kiedy masz znamię, stajesz się jakby członkiem rodziny, ich ukochanym podopiecznym. Zużywasz minimum energii przy maksimum efektów. Chronią cię, nawet kosztem własnego istnienia. Selekcja do nadania znamienia jest bardzo ostra, ty co prawda masz za przodków wodne bóstwa, ale nie złożyłaś żadnej ofiary. Mało tego, nigdy nawet nie odpowiedziałaś na wezwanie żywiołaków, całe swoje życie je ignorowałaś. Ładnych parę lat powinno zająć ci wkupienie się w ich łaski. A i tak mogłyby cię odrzucić, jeśli by uznały, że twoje intencje względem nich nie są czyste. Choć ich poczucie „czystości” i sprawiedliwości jest bardzo różne od tego ludzkiego.

– Więc co się stało, że jednak to mam? – pokazałam im wymownie rękę. Szczerze, niezależnie od tego jaki zaszczyt mnie kopnął, wolałabym tego nie mieć. Byłam ciekawa, czy można się tej magicznej dziary jakoś pozbyć. Poza tym nie bardzo wiedziałam o czym on do mnie rozmawia, ale przypuszczałam, że tym całym żywiołakiem była ta szklana nimfa, która zostawiła mi znamię.

– Jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że twój brat w jakiś sposób musiał się z tobą podzielić samym sobą – stwierdził Potargany z namysłem. – Przedstawić ciebie żywiołakom jako jakiś aspekt samego siebie. Możliwe, że zrobił to nieświadomie, bał się o ciebie, więc jego emocje znalazły się na krawędzi. Żywiołaki wyczuwają skrajne nastroje swoich podopiecznych i są nimi bardzo zaniepokojone. Zwykle kończy się to utworzeniem Bramy i puszczeniem rozszalałego żywiołu w obieg, tak jak to miało miejsce z tobą. Ale jeśli elementalista posiada nad nimi dobrą kontrolę, a twój brat miał świetną, co było jednym z powodów, dla którego nie nosił ograniczników, może je jakoś ukierunkować. Najwidoczniej ukierunkował je na ciebie. Nie jestem elementalistą, ich doznania znam tylko z opowieści i opisów. Trudno mi stwierdzić, na ile twoje znamię może się różnić od tych pozyskiwanych tradycyjną drogą i jaka była naprawdę przyczyna jego powstania. Ale wydaje mi się, że dla żywiołaków nie jesteś sobą, Judytą, tylko Malkolmem.

Mnie się wydawało, że nimfa nas raczej rozróżniała. Dostrzegała różnice pomiędzy mną a Malkolem, ale wolałam już nie roztrząsać kwestii. Paradoksalnie im więcej mi tłumaczył, tym mniej rozumiałam. Poza tym obawiałam się, że i mnie za moment będą chcieli dać jakiś nadzór. A na nic nie byłam tak uczulona jak na nadzorowanie…
– Okej, mniej więcej rozumiem – skłamałam. Ale oni chyba chcieli być uprzejmi, tłumacząc mi to wszystko, więc postarałam się wykazać dobrą wolą. – Tylko dalej nie widzę związku, jeśli chodzi o wasze przeniesienia.

– Konkretnie to chodzi o moje. – Potargany ewidentnie zwlekał z wyjaśnieniami, coś mu było nie w smak tłumaczenie się przed nami. Wreszcie spojrzał na Okrągłą Buzię, która w całkowitym milczeniu siedziała przy stole i notowała coś w zeszycie. Zdaje się, że zapisywała całą naszą wymianę zdań. – To co wam teraz powiem, to są treści tajnych akt Loży. Nie macie prawa umieszczać tergo w raporcie.

Okrągła Buzia nagle znieruchomiała, zupełnie jakby wypowiedział jakieś zaklęcie. Obejrzała się powoli na Kwadratową Szczękę, a w jej oczach dostrzegłam pytanie.

– Pisz Marta – rozkazał jej Kwadratowy stanowczo. – Najwyżej potem nie dasz tego do raportu, ale chcę mieć wszystko zapisane.

Okrągła Buzia znów pochyliła się nad zeszytem i coś dopisała. Potem z kieszeni wyjęła żółty mazak i coś podkreśliła, aż wreszcie zastygła nad kartką, czekając na kolejny materiał do zanotowania.

– Ja mówię poważnie Rudi – ostrzegł go złym głosem Potargany. – Jeśli sprawa wypłynie, Loża dobierze się do dupy też i tobie.

– Zaufaj mi. – Kwadratowy uśmiechnął się brzydko, a ja na miejscu Potarganego prędzej zaufałabym Judaszowi niż temu facetowi.

Mimo to Potargany jednak zdecydował się mówić. Chciałam wierzyć, że to dlatego, że przedkładał odnalezienie Malkolma nad własne problemy.

– W Hanowerze również miałem pod opieką elementalistę – podjął opowieść. – Wtedy to był młody szczyl, miał ledwie piętnaście lat, ale już był bardzo potężny. Oznaczenia uzyskał w wieku lat jedenastu. Pomimo noszenia silnych ograniczników, był bardzo niestabilny. W korzeniach jego Drzewa było potężne bóstwo ognia, a dzieliło ich znacznie mniej pokoleń niż Malkolma z Perepłutem. Jego rodzina była ściśle nadzorowana przez Lożę, mieli nałożone limity jeśli chodzi o ilość dzieci jakie mogli mieć, jak i to z kim się mogli wiązać. I to się im nie podobało. Jego ojciec próbował się wyrwać spod naszego nadzoru, więc Loża była zmuszona go zlikwidować. Nie obeszło się bez ofiar i po naszej stronie, to był naprawdę potężny elementalista. Matka chłopaka z kolei dostała szmergla po śmierci jego ojca. Chciała zabić własne dziecko, bo jak twierdziła Loża chce go wykorzystać do swoich celów, a ona nie zamierzała na to pozwolić. Żywiołaki jej oczywiście to uniemożliwiły, chłopak się obronił sam, ale w efekcie tego starcia zabił własną matkę, a ona uczyniła go kaleką. Przez to był bardzo problematyczny, uciekał nam wiele razy, ale zawsze udawało nam się go znaleźć dzięki ogranicznikom które nosił. Aż pewnego dnia zniknął.

– Jak to zniknął? – oburzył się Kwadratowy.

– Jego ograniczniki przestały wysyłać sygnał – odparł Potargany. – Uciekł nam znowu, ale tym razem jakimś cudem udało mu się zdjąć ograniczniki. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jak mógł tego dokonać sam, ale teraz myślę, że ktoś mu pomógł.

– Zaraz i wy go nie szukacie? – Oburzenie Kwadratowego sięgnęło zenitu.

– Loża szuka go od pięciu lat bez przerwy – westchnął Potargany. – Po prostu mnie odsunięto od tej sprawy i dyscyplinarnie przeniesiono do Warszawy. Byłem jedną z trzech osób, które były władne zdjąć mu ograniczniki. Znajdowałem się w kręgu podejrzanych. Po śledztwie wykluczono udział mój czy pozostałej dwójki, stwierdzono, że chłopak zbiegł bez niczyjej pomocy. Sądziliśmy że sam się ujawni, że gdzieś wypłynie używając Mocy, burząc równowagę. Ale nic takiego nie nastąpiło. Przepadł jak kamień w wodę. Został wciągnięty na listę poszukiwanych jako kryminalista, sfałszowano mu akta żeby uzasadnić list gończy i rozesłano między Strażników. A tak naprawdę dzieciak niczego nie zrobił.

– Myśleliście, że wam uciekł – podjął temat Mysi Blond. – Tymczasem, po pięciu latach, ktoś wam podpieprza kolejnego elementalistę… Dziwny zbieg okoliczności.

– O tym samym pomyślałem – przyznał Potargany. – Do tej pory, obaj nie dostawaliśmy nikogo pod opiekę. Loża patrzyła na nas krzywo, ja zgubiłem jednego podopiecznego, a Corbin złamał prawo Loży. Dopiero gdzieś tak rok temu sytuacja się zmieniła. Corbin dostał Malkolma, a ja Amelię. I ledwie rok po tym przydziale ktoś porywa Malkolma.

– Moment – Kwadratowy się nagle wzdrygnął. – Macie jeszcze jednego elementalistę pod opieką…?

Potargany tylko kiwnął głową i chyba wszyscy pomyśleliśmy o tym samym. Że ta cała Amelia nie jest teraz bezpieczna.

– Dlaczego ktoś miałby wam kraść elementalistów?  – W zaległej ciszy rozległo się rzeczowe pytanie Mysiego Blondyna.

Ja i Potargany spojrzeliśmy na niego. W tej chwili wyglądał bardzo źle, jego oczy sprawiały wrażenie zasnutych mgłą, a na jego czole wystąpił pot, ale wciąż zdawał się myśleć logicznie. A może tylko w tym stanie był zdolny wyciągać wnioski. Czytałam kiedyś o geniuszach, którzy tylko pod wpływem używek potrafili przestawić swój mózg na najwyższe obroty. Ale niezależnie od tego, zaczęłam się niepokoić jego chorobliwą bladością i nieznacznym drżeniem rąk. Chyba tylko ja zwróciłam uwagę na to co wziął, w jakich ilościach i czym to popił. Mimo, że budził we mnie głównie niesmak, nie chciałam żeby schodził z tego padołu w moim domu.

– To jest właśnie kluczowe pytanie – wtrącił się Ulizany. – Zdaje się, że nie tyle chodzi o elementalistów, co o nas.

Zastanowiłam się nad tym bardzo poważnie. Jeśli chodzi o was, to czemu porwano Malkolma? Czy tylko w taki sposób ktoś mógł im zaszkodzić? Czy to musiał być mój brat?

To mi nie dawało spokoju. Dlaczego Malkolm?

betowała: wiedźma z bagna

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Lily
Lily
13 lat temu

piękna część ;) tylko kiedy trochę to rozwiniesz?? :) ja broń Boże nie krytykuję – wręcz przeciwnie jestem pełna podziwu, mi by się nie udało napisać połowy tego co sama stworzyłaś – ale zauważyłam że w tej chwili skupiasz się głownie na Bonusie, o Szmaragdowej Tablicy po prostu zapominając ;D a przecież to ma być ta główna i przewodnia opowieść ;P

Lily
Lily
13 lat temu
Reply to  Koralina Jones

ahaa :) okey to nie pospieszam ;)i słuszna decyzja – lepiej się najpierw uporządkować :)