– Ivo nas zabije – stwierdził Lambert, kiedy Malkolm otwierał Wranglera zwędzonymi przez Blankę kluczykami. – Rozmaże nas po ścianach.
– Na pewno tak zrobi, jeśli nas tu przyłapie – syknęła na niego Amelia, wsiadając do samochodu w ślad za swoim chłopakiem. – A przyłapie, jeśli dalej będziesz tu stał i marudził. Wsiadaj.
– A dlaczego po prostu nie zabierzemy się teleportem z Witkiem? – zaciekawił się Robert, który najwyraźniej również miał pewne obawy związane z Wranglerem.
– Bo na przeteleportowanie jednej osoby, w porywach do dwóch, dostaje się pozwolenie w przeciągu kilku godzin. – westchnął Lambert. – Na tak dużą grupę pozwolenie niekiedy idzie nawet i tydzień. Że nie wspomnę o tym, że takie pozwolenie lądowania w Gdańsku, wydawałby nam kapitan Rudnicki… A ojciec zastrzegł że nie będzie za nas nadstawiał karku. I tak był wściekły za ten teleport. Żeby go Witek nie uprosił, to by pewnie nawet palcem nie kiwnął.
Blanka już usadowiła się na tylnym siedzeniu, zdjęła wielkie glany i usiadła po turecku. Robert, który właśnie chciał wsiadać, zaczął się z nią sprzeczać, że zajmuje w ten sposób zbyt wiele miejsca. Filip nie próbował się wcisnąć do tyłu, od razu rzucił sobie koc i torbę z laptopem do wysokiego bagażnika i umościł tam sobie posłanie.
Malkolm przekręcił kluczyki w stacyjce i samochód cicho zawarczał. Jednak dla Lamberta dźwięk i tak był zbyt głośny, bał się, że w każdej chwili zostaną przyłapani.
– Wyłącz silnik! – Zamachał rękami do Malkolma. – A jak Maria usłyszy?
– Nie usłyszy, nie ma ich – odezwał się znajomy głos.
Spojrzeli w kierunku, z którego dochodził. Przez otwarte okno na parterze szkoły wyglądał Dirk. Okno znajdowało się idealnie nad parkingiem, co oznaczało, że wyglądał z łazienki dla dziewcząt.
– Za to ja usłyszałem – dodał po chwili uśmiechając się nonszalancko. – Dobrze rozpoznaję dźwięk silnika? To samochód Iva?
– No dobra… – zaczęła Amelia ostrożnie i wysiadła z samochodu. – Czego chcesz za milczenie? Tylko bez targowania się, mamy mało czasu.
– A dokąd wam tak śpieszno? – Dirk wygodnie oparł się o parapet i nadstawił uszu z zaciekawieniem.
– Nie twój interes – warknął Malkolm również wysiadając z samochodu. Był pewien, że świetnie słyszał całą ich rozmowę i wiedział, że wybierają się do Trójmiasta.
– Oczywiście, że nie – zgodził się uprzejmie. – Ale Iva na pewno. Wie, że bierzecie jego auto?
– Możemy go ogłuszyć i zamknąć w tym kiblu – odezwał się Robert, wychylając się przez otwarte drzwi Wranglera.
– Życzę powodzenia – powiedział Dirk spokojnie, nawet nie drgnął, ale po lewej stronie jego twarzy już pokazały się znamiona żywiołaków.
– Panowie, spokojnie. – Amelia uderzyła w ugodowy ton. – Na pewno możemy się dogadać.
– Na pewno. – Dirk uśmiechnął się tajemniczo.
Malkolm zaklął szpetnie pod nosem. Miał uczulenie na tego typka, nie miał zamiaru się z nim układać.
* * *
Jagoda stała w kuchni i zmywała po obiedzie, jej siostra natomiast była zajęta przyrządzaniem ciasta na wieczór. Malwina była nieco nie w sosie, gdyż jej młodsza latorośl od kilku dni zachowywała się nieznośnie, a dziś opuściła kamienicę bez słowa i nie zjawiła się na obiedzie. Który z resztą mocno się opóźnił, gdyż Malwina upierała się czekać na Ditę.
Jagoda wiedziała, że jej siostra chce spędzić trochę czasu z córką, tymczasem Dita była kompletnie nieobecna duchem. A teraz także i ciałem. Podnosiło to irytację Malwiny o kilka punktów, gdyż były to ostatnie dni Dity w Gdańsku. Jutro, najdalej pojutrze, młoda wsiadała w pociąg do Warszawy i nie wiadomo kiedy znowu się pojawi.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, na co obie siostry spojrzały na siebie. W tym roku na sylwestra nie miały żadnych turystów, którzy chcieli witać Nowy Rok nad morzem, „Najada” świeciła pustkami, więc to nie mógł być pensjonariusz który zapomniał klucza. Matka sióstr, Krystyna, brała kąpiel w łazience, a Dita miała klucze – nie dzwoniłaby do drzwi. Nie spodziewały się też żadnych gości, ale istniała możliwość, że to któryś z sąsiadów przyszedł im życzyć wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Jagoda zakręciła wodę w kranie, wytarła ręce w ścierkę i ruszyła otworzyć drzwi. Malwina z powrotem pochyliła się nad swoim ciastem.
Na progu stał Witek, co Jagoda powitała ze zdumieniem. Zdumienie sięgnęło zenitu, kiedy się zreflektowała, że stoi tam z kwiatami i miną męczennika.
– Cześć. – Uśmiechnął się blado do Jagody. – Zastałem Malwinę?
– Jasne – odparła zdezorientowana i otworzyła szerzej drzwi. – Wejdź. Co tu robisz?
– Dokonuje dywersji. – Starannie wytarł ubłocone buty. – Malkolm jest już pewnie w drodze, będą tu wieczorem. Tylko ani słowa Malwinie.
– Możesz się wyrażać jaśniej? Nie to żeby twój widok mnie nie cieszył, ale wizyta jest cokolwiek… zaskakująca.
– I o to chodzi. – Zaśmiał się z goryczą. – Gdzie twoja siostra? Mam bojowe zadanie ją uprowadzić. Liczę na twoje wsparcie.
– To dla niej? – Jagoda wskazała na okazały bukiet liliowych frezji.
– Owszem – przytaknął. – Planuję ją dziś porwać na sylwestra.
Jagoda nie dociekała już dalej, w sumie za to ją lubił, była bardzo spontaniczną kobietą. Bez słowa ruszyła do kuchni i gestem nakazała mu, żeby podążał za nią. Naprawdę bardzo liczył na jej wsparcie, sam na sam z Malwiną nie miał szans.
– Siostra, zobacz kto nas odwiedził! – wkroczyła z rozmachem do kuchni i nim Malwina zdążyła wydać z siebie głos na widok Witka, chwyciła ją za oblepione mąką dłonie. – Nic nie mówiłaś, że masz dziś randkę. Przestań się już w tym babrać, musisz się szykować, nie możesz pozwolić, żeby na ciebie czekał.
– Co wy… – zaczęła Maliwna, ale Jagoda szybko obróciła ją w stronę schodów na piętro.
– Idź, weź szybki prysznic na górze, bo mama siedzi na dole, a ja ci zaraz przyniosę moją garsonkę. – Jagoda bezlitośnie korzystała z zaskoczenia siostry i już stała z nią na schodach. – Mogę ci nawet pożyczyć tę moją granatową sukienkę, niech stracę.
– Chwileczkę! – Malwina się jej wreszcie wyrwała i zatrzymała stanowczo. – Mogę wiedzieć co tu się właściwie dzieje? Co on tu robi?
– Cóż, zadaje się, że zabieram cię na kolację, a potem do kina – powiedział Witek z rozbrajającą miną, trzymając dzielnie wiecheć kwiatów tak, jakby był gotów się nimi w każdej chwili zasłonić.
– „Zdaje się” to słowo-klucz – zauważyła Malwina lodowatym głosem. – Czy coś ci się przypadkiem nie pomyliło?
– Zamierzałem spytać co ty na to, ale twoja siostra podjęła decyzję za ciebie…
Malwina posłała Jagodzie piorunujące spojrzenie, na co ta zrobiła minę niewiniątka. Na to wszystko z łazienki wyszła Krystyna i zatrzymała się jak wryta.
– Och, Witek! – ucieszyła się na jego widok. – Co za niespodzianka, co tu robisz?
– Usiłuję zabrać twoją starszą córkę na sylwestrową kolację, ale napotkałem opór.
– No wiesz! – Krystyna popatrzyła na córkę z potępieniem. – Taki wystrojony kawaler z kwiatami, a ty jeszcze masz jakieś opory?
Jagoda w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, a Malwina zrobiła się purpurowa na twarzy. Witek zaczynał dojrzewać do myśli, że to był jeden z najgłupszych pomysłów Amelii, w które dał się wciągnąć.
– Tak czy inaczej wskazane by było, żebyś podjęła jakąś decyzję, bo teleport wygasa za 40 minut. – oświadczył nieco już beznadziejnie.
– Teleport? – zapytały obie siostry równocześnie, a Malwina dociekała dalej. – To gdzie ty chcesz mnie właściwie zabrać?
– Gdzie tylko będziesz chciała, ale pierwsze rezerwacje na kolację i kino mamy zrobione w Warszawie…
Malwina otworzyła usta, żeby stanowczo zaprotestować, ale Krystyna jej nie pozwoliła.
– To na co ty jeszcze czekasz?! – wykrzyknęła oburzona. – Szybko się przebieraj i nawet nie próbuj dyskutować!
betowała: wiedźma z bagna